Łatwo nie było, ale się udało. Droga nr 7 na Madagaskarze prowadzi ze stolicy kraju Antananarivo do Tulear nad Kanałem Mozambickim.
|
(źródło: google) |
Tak w sporym uproszczeniu wyglądała trasa, którą udało nam się przebyć podczas ośmiu dni pobytu na wyspie. Niestety brak jest alternatywnych dróg, dlatego też trasę tę pokonaliśmy w obie strony drogą lądową. Bardzo optymistycznym założeniem jest możliwość przebycia tej trasy w 11,5 godziny. Choć jest to droga krajowa i jeden z głównych szlaków tranzytowych... droga ta odstaje znacznie od standardów Afryki kontynentalnej. Kiepska infrastruktura drogowa wynagrodzona jest niewielkim natężeniem ruchu. Po trasie uczęszczają głównie ciężarówki przewożące towary między stolicą kraju i portem w Tulearze. Faktem jest, że te 920 km jest ogromnym wyzwaniem a dwukrotne jej pokonanie w upale i bez klimatyzacji to już małe szaleństwo... Ale zdecydowanie warto było.
Przygoda z Madagaskarem zaczęła się od trzygodzinnego przelotu z Johannesburga do Antananarivo malgaskimi liniami
Air Madagascar. Choć standard maszyn odbiega znacznie od europejskich linii to jednak sympatyczna obsługa, poczęstunek i nielimitowane napoje wynagradzają oryginalny zapach, ciasnotę i odczuwalny półmrok panujący na pokładzie. Trochę trzęsło ... ale wylądować się udało. Na lotnisku powitanie- Pani z termometrem mierzyła temperaturę wszystkich pasażerów- strach przed wirusem eboli dotarł i tutaj. Jestem praktycznie pewien, że termometry jak i większość obecnego sprzętu na Madagaskarze dostarczyła któraś z francuskich korporacji.... Oby to faktycznie pomagało a nie służyło jedynie wyduszeniu pieniędzy z jednego z najbiedniejszych państw świata.
Wizy na Madagaskar zgodnie z informacjami podanymi przez polski MSZ są darmowe, jeśli pobyt nie przekracza 30 dni. Super- zaoszczędzone 50 euro! :)
Po niełatwym dniu, zmianie strefy klimatycznej i podróży do hotelu
Le Louvre czas na odpoczynek. Pierwszy wieczór zapowiada niespecjalnie sprzyjającą aurę... pada intensywny deszcz.
Pierwszy poranek na wyspie jest pochmurny, choć bez deszczu, budzi w nas nadzieje, że wieczorny deszcz to nie zapowiedź pory deszczowej, która na Madagaskarze jest bardzo intensywna.
|
Madagaskar |
|
Madagaskar |
|
Madagaskar |
|
Madagaskar |
|
Madagaskar |
Pierwszy cel podróży to miasto Antsirabe. W drodze do miasta, tylko krótka przerwa w małej miejscowości, gdzie następuje zderzenie z malgaską rzeczywistością. Ludzie są zwyczajnie mili, uśmiechają się, dzieci okazują zainteresowanie przybyszami,
|
Madagaskar |
|
Madagaskar |
|
Madagaskar |
|
Madagaskar |
|
Madagaskar |
Chmury pomału znikają... ustępując miejsca błękitnemu niebu. Robi się coraz cieplej. To zapowiedź przeszło 30 stopniowych upałów, które będą nam towarzyszyły do końca pobytu na Madagaskarze.
|
Madagaskar |
|
Madagaskar |
Antsirabe to trzecie największe miasto Madagaskaru. Miasto kontrastu i folkloru. Niegdyś służyło, jako kurort i uzdrowisko, dziś jednak turystów jest tutaj niewielu, a turystyka skupia się głównie wokół parków narodowych. Grzechem jest nieskorzystanie z rykszy napędzanej siłą ludzkich mięśni, które tutaj zastępują taksówki (za 5 000 ariarów, czyli ok. 7zł mamy 20 minutową przejażdżkę-udajemy się z postoju pod popularny ośrodek uzdrowiskowy).
|
Madagaskar- Antsirabe |
|
Madagaskar- Antsirabe |
|
Madagaskar- Antsirabe |
|
Madagaskar- Antsirabe |
|
Madagaskar- Antsirabe |
|
Madagaskar- Antsirabe |
|
Madagaskar- Antsirabe |
Po wyjeździe z miasta znów towarzyszą nam bajkowe, pełne koloru krajobrazy. Częstym elementem krajobrazu Madagaskaru są pola ryżowe, które niesamowicie kontrastują z czerwoną glebą.
|
Madagaskar |
|
Madagaskar |
|
Madagaskar |
|
Madagaskar |
I przerwa na obiad w kolejnej mieścinie... gdybym wiedział, co mnie czeka na kolejnym odcinku podróży pewnie zjadłbym dużo więcej... :)
|
Madagaskar |
|
Madagaskar |
|
Madagaskar |
|
Madagaskar |
Po opuszczeniu miasta czekała nas dalsza podróż do
Parku Narodowego Ranomafana. Niestety w czasie długiego przejazdu, nasz kierowca zawiódł...i spalił sprzęgło. Samochód całkowicie unieruchomiony.... do zachodu słońca pozostała godzina.... brak jakiegokolwiek oświetlenia i 80 km do celu. Choć starałem się zachować zimną krew... po zachodzie słońca strach zaczął dawać się we znaki- "przecież to jedyna droga, wszyscy nią jeżdżą.... i ci serdeczni i ci mniej serdeczni ludzie". Nadeszła afrykańska noc, ciemna, gwieździsta.... na poboczu drogi stała nasza 19 osobowa grupa... każdy przy swojej walizce. Nasz przewodnik lokalny pojechał stopem do pobliskiej wioski załatwiać zastępczy transport już godzinę temu- od tego czasu nie odzywał się. W pewnym momencie zatrzymuje się samochód, z którego wychodzi trzech mężczyzn, dzieciaki i kobieta. Jeden z mężczyzn podchodzi do nas i przedstawia się jako szef żandarmerii... cóż niby na koszulce coś tam pisze... ale odznaki brak, samochód nieoznakowany.... Szef zaczyna wykonywać telefony w języku zupełnie dla nas niezrozumiałym. Nagle dowiadujemy się, że droga ta jest bardzo niebezpieczna i turyści po zmroku nie powinni przebywać na jej poboczu. Po kolejnych kilkudziesięciu minutach, podjeżdża mały motorek z dwoma uzbrojonymi w karabiny maszynowe mężczyznami na pokładzie. Nogi mi się ugięły, pilot zaczyna podejmować próby skontaktowania się z konsulatem, pozwoliłem sobie poczęstować się mocniejszym trunkiem od współtowarzyszy podróży. Po kolejnej godzinie wsłuchiwania się w niezrozumiałe dialogi na przemian w języku francuskim i malgaskim pojawia się nasz przewodnik lokalny z dwoma niewielkimi autobusikami.....- uffff... uratowani. Uzbrojeni Panowie wsiadają do naszych busów- będą nas eskortować do oddalonego o 50 km miasteczka. Wszystko zakończyło się dobrze.... kolejna afrykańska przygoda za mną. Zmęczony, a raczej wykończony emocjami, do lodży docieram po północy. Nie rozglądając się po okolicy od razu uciekam do pokoju. Prysznic.... i sen- jutro czeka mnie wędrówka po równikowym lesie deszczowym...
cdn... :)
Dawid - nie kumam. To przedstawiciela biura nie było z wami caly czas? Bez srodow lacznosci? Zdani tylko na miejscowego kierowcę-przewodnika?
OdpowiedzUsuńBył pilot, który też się już stresował, bo co właściwie mógł zrobić (napisałem, że próbował się dodzwonić do konsulatu). Sytuacja patowa, na szczęście się dobrze zakończyła. :)
OdpowiedzUsuńJak widać opieka biura podróży nie zawsze gwarantuje bezpieczeństwo ;)
OdpowiedzUsuńAgaBlue